O ile nie lubię czerwonych arbuzów (nie lubię to chyba za mocne słowo - nie przepadam i gdy mam wybór wezmę coś innego) tak w tym roku zupełnie zakochałam się w tych żółtych:) Jadłam je już kilka razy co jest dla mnie mega wyczynem bo przecież sezon na mango jeszcze się nie zakończył;)
Przed przyjazdem na Tajwan prawdopodobnie nawet sobie nie zdawałam sprawy że istnieją żółte arbuzy...A potem jakoś mnie do nich nie ciągnęło...Aż do teraz...Postanowiłam dać im jeszcze jedną szansę gdyż sama nie pamiętałam jak smakują...
Stare zdjęcie z marca- kolor arbuza też inny |
Generalnie to podobnie do tych czerwonych - ale jest delikatna różnica (tak, smak jest delikatniejszy i chyba mniej słodki) i to właśnie ona oraz kolor (w połączeniu z zielonych wygląda bardzo orzeźwiająco) sprawiła że tak je lubię.
Adzikowi też smakowały chyba bo zjadła kilka kawałków...Myślę że w przyszłym roku powinna je bardziej jeszcze polubić...W zimie ich nie widziałam ( w odróżnieniu od tych czerwonych) więc muszą być typowo sezonowymi owocami. Szkoda, no ale będę miała kolejny owoc na który będę czekać z niecierpliwością:)
jakoś tak nie pasuje ten żółty do arbuza :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że istnieją żółte arbuzy ;)
OdpowiedzUsuńw polsce też można bez problemu kupić żółte arbuzy w marketach. ale sama się jeszcze nie skusiłam :)
OdpowiedzUsuńNie widziałam jeszcze u nas takiego, ale te czerwone lubię zarówno ja jak i Ala :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znalazłem tego bloga :) Czyta się niezwykle przyjemnie, a i temat bliski sercu :) Z niecierpliwością czekam na kolejne posty~~! Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedzialam, ze sa zolte arbuzy :-P
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis
OdpowiedzUsuńDzięki, będę odwiedzać:)