Ciągle nie moge się przyzwyczaić że tak naprawdę Adusia to mała Tajwanka i tylko okazje takie jak świeto narodowe, które notabene świętowaliśmy w zeszłą sobotę mi o tym przypominają...I kiedy zobaczyłam własnoręcznie przez Adzika pomalowaną flagę narodową to tak mi się dziwnie zrobiło że oprócz czerwieni i bieli pojawił się tez niebieski....
Oczywiście w listopadzie zacznę Adzika wprowadzać w nasz polski klimat ale niestety przedszkole, otoczenie innych dzieci, flagi na ulicach są o wiele lepszym i działającym na wyobraźnię dziecka bodźcem...
Urodziny mojego brata tez przypadają na 10.10 |
10 października obchodzone jest dość typowo zresztą (parady, przemówienia, defilady, pokazy lotnicze, ulice udekorowane flagami...) święto narodowe nazwane Podwójną Dziesiątką ( gdyż wypada 10.10), mamy dzień wolny od pracy i ogólnie można trochę poleniuchować.
Ja w tym roku nie oglądałam telewizji (zreszta ostatnio w ogóle jej nie ogladam i mój chiński trochę na tym cierpi gdyz jakby nie było ogladanie wiadomości - głównie lokalnych z bardzo ubogimi wstawkami spoza kręgu krajów azjatyckich- bardzo pomaga w nauce języka mówionego oraz przypominaniu sobie znaków) gdyż postanowiliśmy odwiedzić Ikeę. No i okazało sie że połowa Tajpej również miała podobny pomysł w związku z czym przeciskalismy się przez tłumy tajwańczyków i praktycznie nic nie kupiliśmy ale Ada i tak miała frajdę bo biegała od jednego "pokoju" do drugiego i siadała na wszystkich kanapach i fotelach (widać że styl skandynawski bardziej do niej przemawia niż tajwański).
Kiedy człowiek mieszka w kraju, w którym się urodził, zupełnie nie zastanawia się nad takimi rzeczami. Narodowość i język są oczywiste, wszystko jest jasne. Gdy ma się rodziców z innych krajów, sprawa musi być bardziej skomplikowana. To chyba częsty problem emigrantów, tych co osiedlili się na stałe. Że dzieci z czasem przechodzą na "drugą stronę mocy", że rozmawiają z kolegami w tym innym języku, że ojczysty rodziców już nie jest najważniejszy, tylko dodatkowy. Trudne do przełknięcia.
OdpowiedzUsuń