wtorek, 27 listopada 2012

34 tydzień ciąży

 
I mamy już 34 tydzień:) Ostatnio dni mijają mi jak szalone i 6 pozostałych tygodni wydaje się bardzo krótkim okresem...Jednakże zaczyna do mnie docierać, iż będą to najtrudniejsze tygodnie w całym 9-cio miesiącznym okresie ciąży...



A co się wydarzyło przez ostatni tydzień?
 
Nareszcie wiem gdzie i z jakim lekarzem będę rodzić. Będzie to klinika wyspecjalizowana w porodach w wodzie oraz nastwiona na bardziej naturalne przyjmowanie dzieci na świat...

Waga, po tygodniu dość chaotycznego jedzenia (raz dieta cukrzycowa, następnie niekontrolowane szaleństwo kaloryczne) skoczyła do 60,50- czyli kilogram...(Pocieszam się, że zostało tylko 6 tygodni więc maksimum mogę przytyć jeszcze 6 kilo, a co...Potem jak będę karmić dietę będę musiała trzymać więc trochę sobie poszaleję na koniec:)

Niedzielne szaleństwo imieninowe:)

W obwodzie w dalszym ciągu 102 cm...Mam wrażenie, że ostatnio brzuch nic mi nie urósł...
 
 
 
W tym tygodniu ogólnie źle się czułam...Byłam strasznie zmęczona, spałam po 12 godzin dziennie- głównie w południe (dziś spałam do 13.30). Mam duszności, bóle w pachwinach tak że prawie nie mogę chodzić, o dziwo kręgosłup nie boli- chyba że w metrze, gdzie muszę wysiedzieć prawie 45 minut...

Adusia raz ma bardzo aktywny dzień, a potem cisza i nic sie nie rusza co strasznie mnie niepokoi- wtedy oczywiście jem słodkie i leżę na lewym boku...Chyba ma już mało miejsca na dzikie harce:)
 
 
 
Ostatnio coś zjadłam co spowodowało alergię na twarzy i szyi- podejrzewam że przejadłam się pomidorów:)
 
Kupiłam buty, rozmiar 24 (jeden rozmiar więcej niż przed ciążą) nie do końca mi się podobają, mają okrągły nosek i bardzo dużo miejsca w okolicach palców...Niestety wygladają dość niezgrabnie...



Wyprawki dalej nie mam ale w grudniu wreszcie "ruszę" na zakupy (poklikam myszką i zamówię przez internet hehee)...


sobota, 24 listopada 2012

Poród naturalny?

Od jakiegoś czasu mocno zaczęłam się zastanawiać nad opcją porodu w wodzie. Ma on podobno wiele zwolenniczek na "Zachodzie", w Polsce tez chyba jest coraz bardziej popularny (oddziały położnicze zaczynają być wyposażone w wannę- przynajmniej z tego co czytałam na różnych forach internetowych). Na Tajwanie jednakże nic co naturalne nie jest za bardzo w modzie:)porody również.
 
Po wielomiesięcznych poszukiwaniach i odwlekaniach odwiedzenia placówki osobiście (wszak miałam "doskonałą" opiekę lekarską w słynnym szpitalu położniczym) w końcu udało mi się zmobilizować i wybrałam się na małe zwiedzanie kliniki połączone z wizytą u nowej pani doktor Xu.
Lekarka wywarła na mnie dobre wrażenie, (przeanalizowałam z nią wzrost mojej wagi w przeciągu kilku miesięcy i nie widziała nic nadzwyczajnego), wizyta oczywiście rozpoczęła się od USG i okazało się że waga oraz obwód główki czy brzuszka prawie się nie zmienił przez tydzień (każdy lekarz trochę inaczej dokonuje pomiarów jak się okazuje), główka jest trochę duża ale to może być związane z różnicami rasowymi (generalnie dzieci azjatyckie rodzą się trochę mniejsze). Na kolejną wizytę mam przyjść za dwa tygodnie i wtedy omawiany zostanie plan porodu:)
 

 
Potem poszłam zwiedzać klinikę, nie robiłam zdjęć gdyż było kilka pań w szlafrokach pod salą noworodków (ja bym nie chciała żeby ktoś mi wtedy robił zdjęcia), a sale porodów były zajęte (więc liczę że następnym razem będę mogła zobaczyć je na żywo). W internecie również są dostępne zdjęcia więc mniej więcej wiem jak co wygląda:)

Zdjęcia zdjęć ze strony internetowej kliniki


Generalnie na Tajwanie sale porodowe, nazwane LDR (L-labour, D-delivery, R- recovery) to trzy różne pomieszczenia w pierwszym oczekuje się na rozpoczęcie akcji, następnie przechodzi się do sali porodów a potem do pokojów. W "mojej" klinice wszystkie sale są pojedyńcze. W szpitalu standardowo spędza się 3 dni (5 przy cesarce) ale można się dogadać z lekarzem i po 24 godzinach można opuścić szpital. Porody odbywają się w specjalnym basenie do porodów ale w każdej chwili można się przenieść na łóżko.

Klinika jest nastawiona na naturalne porody i nie doświadczymy tam (podobno) standardowego zestawu z innych tajwańskich porodówek ( golenie, lewatywa, zakaz jedzenia i picia, wenflon, leżenie na płasko przez większą część porodu, naciskanie na brzuch celem wypchania dziecka, nacinanie krocza, przyśpieszanie porodu poprzez podanie kroplówek). Na Tajwanie pod względem edukacji w zakresie naturalnych porodów jest naprawdę źle. Jest o wiele gorzej niż w Polsce. Według danych WHO Tajwan znajduje się na 3 miejscu jeżli chodzi o najwyższy współczynnik porodów wykonywanych przez cesarskie cięcie (lekarzom jest łatwiej zgrać termin porodu z innymi zobowiązaniami, kobiety nie protestują bo na Tajwanie lekarz jest wszechwiedzący, można wybrać odpowiednią datę urodzin dziecka, ustaloną wcześniej przez wróżbitę, straszenie naturalnym porodem jako doświadczeniem nie do przejścia dla zwykłej tajwańskiej kobiety, oraz prawdopodobnie wiele innych czynników w tym finansowy).
 
Po wizycie poszłam się trochę pospacerować po okolicy (pierwszy raz tam byłam) i trafiłam na całkiem fajną świątynię.



 





Jak widać nie ma co demonizować polskiej służby zdrowia, zawsze może być gorzej:) Przynajmniej w Polsce nie trzeba płacić grubych tysięcy za poród (no chyba że prywatnie). A jakie są Wasze doświadczenia związane z porodem? Dobre czy raczej nie? Czy w Polsce zmienia się nastawienie i wiedza dotycząca porodów naturalnych?




piątek, 23 listopada 2012

Muzycznie, nastrojowo, azjatycko...



Dawno nie było u mnie nic muzycznego. Tym razem jednak nic koreańskiego czy "skocznego", tylko coś bardziej w moim stylu. Na Tajwanie nastała aura jesienna i bardziej pasują do niej spokojne, nastrojowe kawałki.

Dziś o dziwo coś tajwańskiego. Dlaczego o dziwo? Bo ja bardzo nie lubię tajwańskiej muzyki. Jeśli jedzenie tajwańskie mogę zaliczyć do jednych z najlepszych na świecie, tak ich muzykę mogę zaliczyć do jednych z najgorszych niestety...Królują tu "ballady", senne jakby pomiałkiwania, zupełnie bez sensu pod względem muzycznym i lirycznym...

No, ale są wyjątki. Takim wyjatkiem jest Stanley Huang (być może dlatego, że wzoruje się na "zachodnim" stylu). Generalnie jest to moja ulubiona piosenka tajwańska i dziś na nową ją sobie przypomniałam....
 
Zdjęcia oczywiście pochodzą z Internetu...
 
 
A co u mnie w ten piątkowy późny wieczór? W tym tygodniu zaliczyłam niestety spadek formy. Jestem senna, zmęczona, boli brzuch, spina się i twardnieje...Generalnie kiepsko...Mam nadzieję że po weekendowym odpoczynku będzie lepiej (chyba rzeczywiście powyżej ósmego miesiąca nie powinno już chodzić się do pracy). A jutro czas na małe zwiedzanie...

wtorek, 20 listopada 2012

33 tydzień ciąży

Jesteśmy już w 33 tygodniu:) Zaczęłam ostatnio naprawdę odliczać dni, choć tak do końca w ogóle nie wiem czego mam się spodziewać (uroki pierwszego dziecka).



 Nie chcę rozpisywać się na tematy abstrakcyjne więc przejdźmy od razu do podsumowania tygodnia:
 
  • Adriana (przynajmniej do soboty) jest już skierowana główką w dół, zatem z jej strony przygotowania też się rozpoczęły. Mam wielką nadzieję że już nie zmieni położenia. Zaczynam powoli też czuć ciężar jej główki w okolicach podbrzusza ewentualnie pęcherza...

  • Waga na dzień dzisiejszy (ważenie o poranku )wynosiła 59,35. W dalszym ciągu 11 kilo za mną ale zawdzięczam to diecie cukrzycowej:)

  • W obwodzie brzucha przekroczyłam niedawno setkę i obwód teraz wynosi 102:)


 
  • Stopa mi urosła, a przynajmniej rozeszła się...Nie mieszczę się w nowe buty, w stare owszem...

  • W tym tygodniu Ada w dalszym ciągu dawała mi popalić. Oj, silna z niej dziewczynka. Kopie gdzie popadnie i wcale się nie przejmuje porami dnia czy bólem jaki sprawia mamie...

  • Pod względem samopoczuciowym, tydzień bardzo udany. Nawet byłam jakby mniej zmęczona...
 
  • No i najważniejsze: nie mam cukrzycy ciążowej, a przynajmniej tak wynika z dzisiejszych pomiarów. W szpitalu spędziłam ponad 3 godziny. Poszcząc 8 godzin pojechałam na pobór krwi. Na czczo pomiar wynosił 74 ( normy od 70 - 95). Potem wypiłam glukozę (100 mg- czyli więcej niż w Polsce - rozpuszczone w 400 gr wody). Pierwsza godzina minęła tragicznie. Myślałam że się przekręcę a przynajmniej zwymiotuję wszystko ale dałam radę całe szczęście. Po godzinie miałam 146 ( normy 90 - 179). Po kolejnej godzinie znów kłucie, tym razem wynik 116 (75 - 155). I jeszcze raz dla pewności i tym razem powróciłam do stanu wyjściowego czyli miałam 78. Temat jednak chyba nie jest jeszcze zamknięty , być może za miesiąc będę musiała kłuć się ponownie:(




Myślę że w dalszym ciagu będę kontynuować dietę cukrzycową, z małymi ustępstwami na rzecz mojego carmel macchiato, kilku oreo w tygodniu, keczupu i majonezu, pasztetu czy pizzy raz na jakiś czas (zostało 7 tygodni więc nie sadzę że zjem więcej niż z raz) no i na Święta zrobię sobie małą ucztę...
 
Dziś z tego szczęścia że wyniki prawidłowe uczciłam je muffinką czekoladową, która "chodziła" za mna juz od dawna. Dziwne, ale jedząc ją nie czułam już wielkiej radości tylko wyrzuty sumienia że funduję Adzie takie skoki cukru. Widać wizja cukrzycy już na dobre się zadomowiła w moim umyśle i wcale nie zamierza odejść. Może to i lepiej, i będę się zdrowiej odżywiać i nie przytyję tyle;)



 
Dziś kupiłam również troszkę pasteli dziewczęcych do szafy Ady (Adusia miała byc chłopcem więc jeszcze w Polsce nakupiłam jej "chłopięcych" ubranek...i teraz trochę jednak brakuje mi tego różu czy fioletu). Nie specjalnego 2 pary spodenek i koszulka. Niestety ceny tutaj są kosmiczne i nie poszaleję z wyprawką:(



W tamtym tygodniu pokazywałam Wam kokakolę na silną wolę...dziś zostało jej już tyle...



Wypiłam trochę, trochę się wylało, a teraz jest wygazowana i wcale nie mam na nią ochoty...smakuje dziwnie słodko:) chyba powoli przyzwyczajam się do niesłodkich napojów:)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Moje produkty do mycia twarzy

Dziś temat zupełnie nie związany z tematyką ciąży, tylko kosmetyczny. Przedstawię Wam kilka moich ulubionych produktów do mycia twarzy, których używam już od bardzo dawna. Związane jest to ze zmianą pór roku na Tajwanie...Przyszła jesień a zima zbliża się wielkimi krokami. W mojej pielęgnacji twarzy oznacza to czas zmian.

 
W porze chłodniejszej już od kilku lat do mycia twarzy używam proszku Kose. Właśnie od wczoraj znów do niego powróciłam. Dlaczego akurat teraz? Otóż na Tajwanie co prawda temperatura prawie nigdy nie spada poniżej 10 stopni Celsjusza jednak wilgotność dochodząca do 90% w połączeniu z nieustającym deszczem sprawiają że odczucie przenikającego na wskroś chłodu jest bardzo nieprzyjemne. (Na Tajwanie nie ma ogrzewania...ludzie używają piecyków czy wiatraków na ciepły wiatr ale przy niezwykle wysokich opłatach na prąd nie jest to żadnym rozwiązaniem). W taki zimny, zimowy dzień proszek zmieszany z ciepłą wodą zamiast chłodnego kremu czy żelu do mycia twarzy jest najlepszy.
 
 Proszek ma 100 gramów i zazwyczaj używam go przez kilka miesięcy (około 5), jest bardzo wydajny ale ja używam go dość dużo więc szybciej się u mnie zużywa. Prawie nie ma zapachu, w każdym razie jest bardzo delikatny i nie przeszkadza nawet mojemu mężowi który notabene ma bardzo wrażliwy nos;) Pieni się cudownie, gęsto i kremowo. Mam cerę dość wrażliwą ale nie podrażnił mnie ani nie zapchał. Strasznie go lubię i nie zamierzam zmieniać na inny. Małe opakowanie stoi pod prysznicem, duże zaś na umywalce:)



Zamiennie czasem używam też mlecznego płynu do mycia twarzy Kose. Ten ma już bardziej zdecydowany zapach, bardzo przyjemny zresztą. Pieni się pysznie, jest takie mleczne odczucie, ciężko to wytłumaczyć;) Bardzo wydajny, delikatny dla cery wrażliwej, po krótkich przerwach zawsze do niego powracam. Produkt zdecydowanie również godny polecenia.


 
Mówiąc o proszkach i produktach do mycia twarzy nie sposób przeoczyć mojego wielkiego rozczarowania, mianowicie kultowego proszku złuszczającego naskórek na bazie ryżu od Dermalogica. Proszek ma dość nieprzyjemny zapach, jest wydajny, pieni się średnio ale jest też dość drogi. Podobno mogą go używać cery wrażliwe i to codziennie, mnie natomiast zawsze podrażnia, więc stosuję dość rzadko obecnie. Na początku używałam częściej i efekty może są ale delikatne - no ja głównie widziałam moją czerwoną twarz. Cerom wrażliwym czy naczynkowym zdecydowanie nie polecam.

 
 
Natomiast w lecie ulubionym produktem do mycia twarzy jest kremowy mus DiorSnow. Pachnie bosko, pieni się całkiem nieźle, ma bardzo kremową konsystencję. Jest świetny, daje uczucie luksusu...Minusem jest średnia wydajność oraz cena...No, ale naprawdę warto czasem zaszaleć. Uczucie, jakiego doświadczamy myjąc twarz z rana- bezcenne:)



Swojego czasu uwielbiałam również delikatny krem do mycia twarzy od SK-II. Zapach strasznie mnie urzekł, taka delikatna lilia zmieszana z czymś innym. Niestety bardzo mało wydajny, owszem bardzo delikatny i luksusowy ale właśnie owa niska wydajność i cena nie za specjalna sprawiły że zaczełam szukać czegoś nowego i tak znalazłam kosmetyki Kose (też japońskie ale ciut przystępniejsze cenowo) a potem Diora.Teraz czasem wracam do SK-II ale miłości już nie ma:)



A Wy czego używacie do mycia twarzy? Może jest jakiś produkt naprawdę godny polecenia...W sumie mogłabym coś nowego wypróbować;)
 

niedziela, 18 listopada 2012

Suplementy w ciąży i takie tam

Temat suplementów w ciąży powraca u mnie jak bumerang. Za każdym razem mam przepisywany kwas foliowy i oprócz tego Centrum New Prenatal (prawdopodobnie jest to odpowiednik polskiego Centrum Materna, jednak nie porównywałam dokładnie składów więc nie wiem na 100%). Oprócz tego zażywam kwasy omega 3 gdyż zupełnie nie mogę jeść ryb w ciąży.


 
 Kwasy omega 3 są zdrowe, polecane nie tylko kobietom w ciąży i genaralnie nie doszukałam się chyba ani jednej negatywnej opinii ich dotyczących. Gorzej było jednak z Centrum "Materną". Bardzo wiele osób pisało, iż rodzą się po niej bardzo duże dzieci i generalnie poszczególne składniki tworzące tabletkę podane są w końskich dawkach. Nie znalazłam też wielu opinii o przyjmowaniu przez całą ciążę tak dużych dawek kwasu foliowego...Widocznie w tej kwestii co kraj to obyczaj a może zależy to też od lekarza...W każdym razie dalej zażywam moje suplementy i liczę że nie urodzę po nich przerośniętego dziecka:)
 
Dziś cały dzień padało, niedziela minęła bardzo leniwie. Generalnie oprócz wizyty w sklepie z owocami i u lekarza nie robiliśmy nic ciekawego. Kupiłam mnóstwo pomidorków koktajlowych gdyż teraz na Tajwanie jest środek sezonu i są naprawdę tanie (pół kilo kosztuje około 2 złote).
 
 
 
Ostatnio wizyty w sklepie z owocami nie cieszą jak kiedyś. Niestety większość owoców nie jest zalecana przy problemach z cukrem...Z żalem wróciłam do domu z guawami, pomidorami i manadrynkami (mandarynki nie dla mnie).
 
 
 
Potem poszliśmy do lekarza i przechodząc obok 7-11 nie mogłam oprzeć się kawie. Oczywiście bez cukru smakowała tylko z połowie tak dobrze jak powinna ale to tylko kwestia przyzwyczajenia. Nie wiem teraz o której zasnę bo dopiero co skończyłam ją pić (jest 21:00). 
 
 
 
Na szybko zrobiłam też kilka zdjęć chociaż muszę przyznać że trochę już mam dosyć zdjęć z "ręki" i dalej zastanawiam się nad sesją z prawdziwego zdarzenia ( to znaczy z użyciem aparatu fotograficznego oraz fotografa- Gosi:) bo mąż to trochę antytalencie do robienia zdjęć lub nasz gust różni się bardzo;).


A czarno- białych zdjęć to pozazdrościłam Oldze;)



Chciałabym już mieć wtorkowy pomiar cukru za sobą...Trochę się nim jednak denerwuję...Życzę wszystkim miłego niedzielnego popołudnia i "owocnego" przyszłego tygodnia:)

 
 

sobota, 17 listopada 2012

Kolejna wizyta u lekarza

Dziś odbyłam kolejną wizytę u lekarza:) Tym razem pomijając komentarze w stylu "Ale utyłaś" było nawet przyjemnie. Być może na zakończenie moja lekarka postanowiła dać mi taryfę ulgową:) lub zobaczyła pomiar mojej wagi wskazujący prawie kilo mniej niż dwa tygodnie temu...Dlaczego na zakończenie? Gdyż teraz muszę poszukać sobie innej lekarki, która specjalizuje się w odbieraniu porodów. Mam całą listę rekomendowanych (czytaj: mówiących po angielsku i mieszkajacych blisko szpitala) lekarek więc od następnego tygodnia zacznę powoli szukać tej jedynej:)
 
Dziś nie czekaliśmy długo, tylko jakieś dwie i pół godziny. Na wyniki mojej glukozy lekarka stwierdziła że ona wiedziała że tak będzie i gdybym jej posłuchała wcześniej to byłoby lepiej. Cóż ja jej na to że gdybym miała wcześniej zrobiony pomiar glukozy to wtedy byłoby lepiej - i tak sobie pogadałyśmy...Teraz czeka mnie czterokrotne kłucie i 3 godziny oczekiwania w szpitalu...Dostałam 100 mg glukozy i we wtorek uderzam z rana do szpitala...Tylko mam się wyspać i niestresować bo to może znacznie wpłynąć na wyniki...


 
Na zakończenie zostałam zbadana i oczywiście punktem na który czekałam z niecierpliwością było USG...I tam wielka niespodzianka - Ada już się obróciła...Całe szczęście...Mam nadzieję że nie zmieni już tego ułożenia i dane mi będzie urodzić naturalnie:) Waży już trochę ponad 2 kilo...



 
Martwię się tylko dysproporcją pomiędzy obwodem główki wskazującym na 34 tydzień a długością kości udowej - 31 tydzień. Ale lekarka nie widziała w tym nic nadzywczajnego więc muszę przestać szukać dziury w całym;)
 
Oczekując w szpitalu i niewiedząc co ze sobą począć zaczęłam fotografować szpitalne orchidee...


 
Są cudowne...Odżyła moja fascynacja tym kwiatem...


 
We wtorek mając 3 godziny nic nie robienia w szpitalu poszaleję z większym obiektywem:)



I na zakończenie dnia chciałabym Wam przedstawić mojego nowego przyjaciela Miśka. Jest to poduszka do spania na stole.W środku ma otwór i tak wkładamy rękę i możemy dzięki temu spać wygodniej:) Misior jest przefajny...szczególnie pod koniec dnia...



Aha, mam pytanie, czy któraś z Was tak jak ja późno zmieniła lekarza w ciąży? Czy trzymałyście się tego samego od początku? Czy taka zmiana w 33 tygodniu może wpłynąć na przebieg porodu?Tak tylko pytam...Jak zwykle za dużo myślę jak by to powiedzieli Tajwańczycy:) Miłej soboty!
 
 

piątek, 16 listopada 2012

Liebster Blog część druga

Hurra! Zostałam ponownie nominowana do wyróżnienia Liester Blog. Serdecznie dziękuję Multi Super Mamie oraz Tinie za nominację:) A o co tu chodzi jakby jeszcze ktoś miał wątpliwości. Jest to nagroda w celu zwiększenia popularności bloga oraz lepszego poznania się. Zadanych zostaje 11 pytań na które należy odpowiedzieć, potem układamy własne pytania i nominujemy inne blogi a blogerów o nominacji powiadamiamy...Tak to wygląda w skrócie...




Przejdźmy teraz do pytań. Na pierwszy ogień pójdą pytania od Multi Super Mamy

  • Co daje ci blogowanie? 
Satysfakcję? Nie, to chyba nie to słowo...Zadowolenie jakieś ogólne z siebie...
  •  Czego u siebie nie lubisz?
Jestem za mało asertywna lub asertywna nie wtedy kiedy potrzeba...
  • Czy masz dzieci, jeśli tak, to ile i w jakim wieku?
Mam jedno ośmiomiesięczne dzieciątko w brzuchu (Chińczycy liczą wiek od zapłodnienia i w chwili gdy się rodzimy mamy już rok)
  • Jak spędzasz swój wolny czas (poza blogowaniem, oczywiście).
Kiedyś byłam bardziej aktywna, teraz podczas ciąży staram się odpoczywać ile wlezie...Niestety tyle jest rzeczy do zrobienia że na odpoczynek prawie nie ma czasu...Mam mnóstowo zaległych książek, seriali do pooglądania, miejsc do odwiedzenia...
  • Czy trzymasz/czy będziesz trzymać dyscyplinę wychowując dziecko/dzieci?
Niestety dyscyplinę trzymać będę, chociaż wydaje mi się że dzieci są szczęśliwsze jak im się da trochę więcej luzu...
  • Kto jest największą inspiracją w twoim życiu?
Na dzisiejszą chwilę brak większych inspiracji niestety...
  • Czy jesteś/czy będziesz Matką Polką Feministką czy bardziej Matką Polką, a może bardziej Feministką?
Ciężko powiedzieć ale myślę że mogę stać się Matką Polką Feministką:) Okaże się niedługo;)
  • Co jest/będzie dla ciebie najgorszym aspektem macierzyństwa?
Niestety macierzyństwo jest dla mnie pojęciem jeszcze bardzo abstrakcyjnym więc nie mam pojęcia...Spróbuje odpowiedzieć na to pytanie za jakieś pół roku:)
  • Czy dbasz na co dzień o swój wygląd?
Niestety w ciąży bardzo się zaniedbałam pod względem pielęgnacji...Złe samopoczucie sprawiło że przestałam nawet używać kremu pod oczy. W drugim trymestrze było lepiej, jednak ja od kilku lat do pielęgnacji używałam kwasów (Diacneal, Retin- A, SK-II, Acne Derm...) które nie są wskazane podczas ciąży więc sobie trochę odpuściłam. Teraz najważniejsze jest oczyszczanie twarzy oraz filtrowanie. Nie wyjdę z domu bez grubej warstw filtru. Mój filtr zawiera tlenek cynku i naprawdę działa na moją cerę rewelacyjnie - jak najlepszy kosmetyk. Poza tym skupiam się na miejscach podatnych na występowanie rozstępów...Smaruję się nawet 3 razy dziennie i zobaczymy niedługo jakie będą efekty...
  • Jak spędzacie weekendy?
W tej chwili jeden dzień przeznaczony jest na sprzątanie oraz zakupy, drugi na leniuchowanie...
  • Jakie masz sposoby na gorsze dni z partnerem.
Niestety muszę czekać aż mu przejdzie...Czekam cierpliwie i wiem że muszę być mądrzejsza:) potem jak widzę że złość mu mija (ja jestem jak papierowy tygrys - złoszczę się bardzo ale szybko mi przechodzi, on zaś jest moim przeciwieństwem) staram się jakoś zagadać:)





Teraz przejdźmy do pytań Tiny

Filmy, które lubię:

 
Mnóstwo...W zależności od nastroju chyba...Uwielbiam też filmy na podstawie ulubionych książek.
 
Książki, które lubię:

 
Od "Ani z Zielonego Wzgórza" poprzez trylogię "Władcy Pierścieni", czyli bardzo różnie...Lubię fantastykę, powieści historyczne, sagi...Wszystko dzięki czemu mogę się zupełnie oderwać od rzeczywistości...Obecnie czytam "Opowieść podręcznej" Margaret Atwood
 
Muzyka, którą lubię:

 
Też chyba w zalezności od nastroju...R'n'b, oldschoolowy hip hop, szeroko pojętą muzykę alternatywną, coś ciut cięższego czasami...
 
Moje hobby to:

 
Na obecną chwilę określiłabym to mianem amatorskiej zabawy obrazem przy użyciu różnych aplikacji na iPhona czyli robię zdjęcia a potem je przerabiam w różnych programach...Strasznie mnie wciągnęło...No i oczywiście zgłębianie kultury chińskiej w dalszym ciągu:)
 
Ulubiony cytat:

 
"Ja tu na deszczu...wilki jakieś..."
 
Ulubiony sport:

 
Mało sportowa ze mnie dziewczyna...Jazda na rowerku treningowym:)
 
Ulubiona forma spędzania wolnego czasu:

 
Oj różnie...Od zwiedzania, siedzenia w kawiarnii i plotkowania, szalonych kilkugodzinnych zakupów po ogladanie ukochanych seriali czy pstrykanie zdjęć wszystkiemu co się rusza i nie...
 
Ulubiona potrawa:

 
Mnóstwo ale jakbym miała wybrać jedną jedyną to na obecną chwilę byłby to bigos:)
 
Czego byś nigdy nie zjadła?

 
Smażonych karaluchów (przysmak chyba w Wietnamie)
 
Czego się najbardziej boisz?

 
Że nie zapewnię dziecku "godziwego" życia...
 
Twój największy kompleks

Mam kompleks niższości niestety...

 
A na zakończenie moja sałatkowa obsesja z 7- 11...Jem prawie codziennie:)
 
 

środa, 14 listopada 2012

Co jest w mojej torebce?

Tag: co jest w mojej torebce jest absolutnie moim ulubionym. Swojego czasu potrafiam siedzieć godzinami i ogladać filmiki na Youtubie. Obiecałam też sobie, iż jeżeli kiedykolwiek zacznę zabawę z blogiem lub kręceniem filmików to tag ten będzie jednym z pierwszych jakie opublikuję...



Bardzo długo nie mogłam się zmobilizować do jakiejkoliwek działalności "twórczej" choć ochota była wielka. Dopiero ciąża otworzyła mi oczy jak wiele rzeczy mi umyka i że warto by je było spisywać...
 
No, ale wracając do tematu mojej torebki, to jej zawartość wraz z ciążą i jej zaawansowaniem została mocno okrojona. To znaczy wcześniej było w niej o wiele więcej kosmetyków czy innych dupereli ale teraz liczy się każdy gram i myślę że podczas zmiany torebki na zimową (tak, torebki mam dopasowane do pór roku:)) ubędzie z niej jeszcze więcej niepotrzebnych rzeczy.



A w tym momencie w torebce znajduje się:



 
  • Parasol- pogoda na Tajwanie zmienia się jak w kalejdoskopie, a jak już zacznie padać- to pada naprawdę...
  • Portfel
  • Telefon z etui (używam etui z przyzwyczajenia nie wygody)
  • Klucze z dużym misiem co by je było łatwiej odszukać
  • Długopis w razie czego...    
  • Nospa, przywieziona z Polski w dużej ilości, na skurcze i twardnienia brzucha
  • Słuchawki mocno już przybrudzone i zawsze poskręcane
  • Krem do rąk (L'occitane three roses)
  • Perfumy w kremie (La Roche Posay Evidenve- tak pachnie moja mama- noszę z sentymentu)
  • Etui na kartę do metra przyczepianą do torebki żeby nie zgubić...
  • Pomadka (W tej chwili jedna jedyna, kiedyś nosiłam co najmniej pięć różnych, Dior Addict w kolorze Baby Rose)
  • Paragon- w tej chwili jeden, gdyż regularnie "czyszczę" torebkę z paragonów czy innych podobnych:)
  • Puder matujący na poskromienie mojej niesamowicie tłustej cery
  • Kosmetyczka z niezbędnikami
 

 
 
A na zakończenie Mickey...Ostatnio zrobiło się chłodniej a on szaleje po domu aż się za nim kurzy (kotka ma go w nosie i śpi przed cały dzień)...Ma też ostatnio fazę na przytulanie...Łasi się, ociera i chce być głaskany...Strasznie zarósł futrem i niedługo pójdzie do fryzjera:)



Jeśli jeszcze nie miałyście okazji odpowiedzieć na tag - co mam w swojej torebce - zapraszam...Bardzo chętnie pooglądam zawartość torebkek mamusiek:)

wtorek, 13 listopada 2012

32 tydzień ciąży

No i zaczął się 8 miesiąc...Pozostało 62 dni...Wydaje się takie nierealne, że za dwa miesiące (oby nie mniej!)Adriana będzie już z nami. Już tak bym chciała ją zobaczyć jednak im bliżej porodu tym bardziej się obawiam czy sobie poradzę, jak zmieni się moje życie "po" i inne tego typu rozmyślania pseudo filozoficzne;)

Zdjęcie było zrobione w sobotę bo dziś wyjątkowo nie mam weny:)

Być może moje przerażenie pogłębia brak wyprawki, prawie natychmiastowa konieczność powrotu do pracy po porodzie (4 tygodnie???!) oraz niepowność co do miejsca w którym będę rodzić i koszty z tym związane...Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła odetchnąć i przynajmniej kilka spraw załatwię jak trzeba...


Dobra, dosyć tego narzekania i przejdźmy do konkretów:

Od tygodnia jestem na diecie cukrzycowej, miałam kilka potknięć i chwil słabości aczkolwiek ogólnie chyba jest dobrze gdyż obecnie waga wskazuje 59,50 czyli schudłam kilogram w ciągu tygodnia:)

Obwód się nie zmienił - dalej 99 cm...

O ile w tamtym tygodniu czułam się dobrze, tak od wczoraj czuję się źle...Jestem senna, zmęczona, brzuch twardnieje, stawia się - leżenie nie pomaga, nospa też nie...

Moje jedyne płaskie baleriny (zazwyczaj preferuję lekki obcas lub koturnę) zupełnie się rozkleiły i dziś wyszłam w poszukiwaniu obuwia...Jakie wielkie było moje zdziwienie gdy się okazało że dotychczasowy rozmiar 37 i pół lub 37 jest o wiele zamały...Dziś mierzyłam 38 i ciągle były odrobinę za wąskie...No przecież nie będę kupowała 39, którą notabene ciężko zdobyć jakoże Azjatki mają mniejsze stopy...No i co teraz...Mam gumiaki oraz buty uggi a na zewnatrz jest około 23 stopnie...i nie pada...Japonki + skarpety??? Doradźcie...



Ada w tym tygodniu funduje mi prawdziwe trzęsienie ziemii w brzuchu... Wierci się, kopie, ciekawe czy się odwróci?
 
Na zakończenie znów zrobiłam coś czego nie powinnam - kupiłam sobie kokakolę zero i teraz stoi na stole nieotwarta i mnie prowokuje..Cóż, poćwiczę silną wolę;)
 
 

Czy też w ciąży urosły Wam stopy? Kupowałyście specjalnie większe buty? I co zrobić jak brzuch się stawia a leżenie niekoniecznie pomaga?



poniedziałek, 12 listopada 2012

Akcja prowokacja

A kogo prowokujemy? No oczywiście Adrianę. A po co? Żeby w końcu się obróciła jak należy. Jej główka w dalszym ciągu znajduję się na górze a nóżki, kopiące i przebierające, na dole- czyli jest ułożona miednicowo (przynajmniej ja mam takie odczucia). Na ostatniej wizycie lekarka zwróciła na to uwagę ale mówiła że jeszcze jest czas. Ja oczywiście wróciłam do domu i zaczęłam zgłębiać temat. I w sumie to trochę jak loteria. Niektóre dzieci obracaja się dość szybko bo już koło 27 tygodnia, inne czekają do 35, a jeszcze inne sie nie obracają i wówczas zazwyczaj jest cesarka. Doszukałam się kilku ćwiczeń pomagających przekręcić się maleństwu np: leżenie z uniesionymi biodrami, masaż brzucha w kierunku nóżek, dość długi spacer czy siadanie okrakiem na krześle. Zamierzam powoli wykonywać powyższe ćwiczenia jednak dla pewności spytam się lekarki w sobotę co ona o tym sądzi:)
 
Dziś minął kolejny zwycięski dzień w walce z niedobrym cukrem. Z bitwy wyszłam prawie bez szwanku aczkolwiek już pod koniec dnia skusiłam się na jednego Oreo - w sklepie zobaczyłam że jest nowy smak waniliowy i ciasteczko jest jasne zamiast tradycyjnego ciemnego. Przepadłam...

 

Ponadto wszystkie moje przekaski wyglądają bardzo podobnie. Szybko muszę wymyśleć coś nowego bo trochę nudą zawiewa. Jakieś pomysły? Niestety sezon na warzywa się skończył i większość trzeba smażyć bo nie nadają się do gotowania:(



Dziś w Tajpei padało i oprócz zakupów jedzeniowych nigdzie się nie ruszaliśmy. D. ciągle chory, temperatura spadła o 8 stopni z wczorajszych 30 do 22, znakomity dzień na ogladanie filmów. Za nami trzy części "Powrotu do przyszłości", które oglądałam już setki razy i dalej oglądam jak puszczają w telewizji (eh, Marti McFly to był przystojniak:). D. Oczywiście zasnął zaraz na poczatku pierwszej części;).



Teraz czekam na "Epidemię strachu" z Kate Winslet i całkiem niezłą pozostałą obsadą. No i po niedzieli. A jutro kolejny tydzień.
 
Jestem ciekawa kiedy Wasze dzieciaczki się obróciły? Pomagałyście im jakoś? Czułyście jak się obracają?
".src='http://code.jquery.com/jquery-latest.js'/>