Całkiem niedawno stuknął mi 10-ty rok spędzony w większości na Tajwanie...W ciągu tych lat wiele razy miałam głęboki zamiar spakować manatki i wyjechać gdzieś do "naszych" ale zawsze przywiązanie, miłość i fascynacja tym miejscem sprawiała że dawałam kolejną szansę i do tej pory ciągle tu jestem.
Powinnam chyba napisać jakieś podsumowanie ale ostatnio nie za bardzo lubię planować, podsumowywać tylko idę na żywioł i tak chyba jest lepiej :) - mniej rozczarowań.
Wyjechałam na Tajwan w ramach stypendium rzędowego (tajwańskiego) na roczny kurs języka chińskiego. W tym czasie poznałam męża i postanowiłam zostać na Tajwanie (Oczywiście nie było to takie łatwe, po drodze zahaczyłam o Wielką Brytanie, złamałam jedno wiernie czekające na mnie polskie serce, było mnóstwo zamieszania z kolejnym moim pobytem tutaj ale w końcu się udało).
Na czym polega moja fascynacja Tajwanem? Ciężko to określić chyba, na pewno nie ludźmi bo mam raczej przykre doświadczenia z Tajwańczykami - oczywiście nie mówię o przechodniach, ludziach poznanych przypadkowo, nieznajomych, którzy sami rozpoczynają rozmowę...Ludzi są bardzo przyjaźni i chcą pomóc ale ma mowy o przyjaźniach takich bezwarunkowych...Dla Tajwańczyka jestem obcokrajowcem i słyszę to słowo kilka razy dziennie, dosłownie wszędzie i w każdej sytuacji. (Nie przyzwyczaję się do tego chyba)
Widok z mojego ukochanego mieszkania (2010-2012) |
Z moim ukochanym qilinem (2009) |
Fascynuje mnie kraj tak ogólnie, przyroda, kultura chińska (raczej bardziej chińska nie tajwańska), zwyczaje... Uwielbiam się uczyć chińskiego i myślę że język jest dużym motywatorem i świadomość że rozumiem rozmowy dookoła mnie jest bardzo budująca...Jednocześnie im dłużej jestem tutaj tym większą przepaść widzę pomiędzy Polską kulturą, obyczajami i nawet użycie języka jest zupełnie inne...
10 lat na Tajwanie to taka trochę słodko-gorzka rocznica...Tajwan dał mi moją córkę, która jest moim największym osiągnięciem, poznałam niesamowitych ludzi z całego świata, kilkorgu z nich mogę nazwać moimi przyjaciółmi, wbrew, odnalazłam siebie- wiem kim jestem i czego chcę. Nigdy w Polsce nie byłam tak pewna siebie i tego co chcę...Myślę że dopiero będąc w takich ekstremalnych warunkach - dziesiątki tysięcy kilometrów od domu czy jakiejkolwiek życzliwej duszy sama w obcym kraju, głównie bez grosza przy duszy otoczona ludźmi, którzy chcieli w jakiś sposób mnie wykorzystać (szemranej, nielegalnej pracy dla obcokrajowców na Tajwanie jest bardzo dużo)- dałam sobie radę i w miarę funkcjonuję, zdołałam stworzyć dom dla siebie, męża i Adusi a wszystko co mam jest owocem mojej niekiedy 15 godzinnej pracy. Oczywiście w planach mam o wiele więcej i zrobię wszystko co w mojej mocy żebyśmy już nigdy nie mieli sytuacji że brakuje nam pieniędzy na jedzenie bo po urodzeniu Adusi często niestety tak było:(
Z drugiej strony czuję że jestem prawie gotowa żeby opuścić Tajwan w każdej chwili. Tajwan będzie zawsze w moim sercu nie ważne gdzie zdecyduję się zamieszkać. Mam jeszcze trochę czasu do namysłu - zanim Adusia pójdzie do szkoły i nawiąże przyjaźnie nie muszę decydować kategorycznie czy wyjechać na zawsze czy zostać...
Pięknie wyglądasz. Masz subtelniejszą twarz, piękniejszą cerę. Na pewno służy Ci Tajwan i macierzyństwo. Gratuluję odwagi, podziwiam i ślę serdeczności dla Ciebie i Twojej Rodziny. Szczególne uściski dla Adusi, którą mój 3,5 letni synek uwielbia:)
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo - to tylko kwestia oświetlenia gdyż pomimo iż cera zdecydowanie po ciąży mi sie poprawiła jednak przybyło zmarszczek...buziaki wielkie dla Was :)
UsuńPrzykro mi slyszec, ze doznalas duzo przykrosci na obczyznie. Jestes piekna i dzielna kobieta, masz kochajaca rodzine i to sie chyba najbardziej liczy. Powodzenia! Jestem pewna, ze Ci sie uda wszystko co tylko sobie wymarzylas. Piszesz, ze uczysz sie chinskiego, czy dobrze rozumiem, ze w Tajwanie mowia po chinsku i nie ma jezyka tajwanskiego?/Irina.
OdpowiedzUsuń