Gdybym miała wybrac pięć najbardziej znienawidzonych rzeczy na Tajwanie to na pewno jedną z nich byłoby odwiedzanie placów zabaw z Adrianą...Całe szczęście tata Adzika zazwyczaj mnie w tym wyręcza gdyż w ciągu tygodnia jestem praktycznie nieobecna a placów zabaw unikam jak ognia...
Zapewne część z Was zaczęła się właśnie zastanawiać jak wyglada taki plac zabaw na Tajwanie i co się na nim dzieje że tak bardzo go nie znoszę? Tajwański plac zabaw podejrzewam że nie różni się niczym innym od polskiego...Niestety ja się różnię od innych mam/tatów...Różni się również Adriana. I wzbudza to powszechną uwagę i komentarze, spojrzenia, szepty, (głupie) pytania a ja po tylu latach jestem już nimi zmęczona:(
Chciałabym czasem założyć czapkę niewidkę żeby poczuć się jak normalny człowiek...Zamiast tego gdziekolwiek pójdę, cokolwiek zrobię nigdy nie jestem anonimowa- zawsze jestem obcokrajowcem (słyszę to słowo skierowane pod moim imieniem conajmniej kilka razy dziennie i nie jest to przyjemne)...
A wracając do placów zabaw - mam swój jeden ulubiony, który zazwyczaj stoi pusty :) Adzik lubi zjeżdzalnie ale koniki do bujania się są o wiele ciekawsze...Niestety chuśtawek nie ma tam gdzie ja z nią chodzę ale tata opowiada że Młoda je lubi :)
W Polsce pewnie nie byłoby lepiej. Dla odmiany Twój mąż były obcokrajowcem, no i dziecko było "zauważane". Może nie w dużym mieście, tu ludzie chyba już przywykli do mniej lub bardziej kolorowych dzieci, ale na prowincji - masakra. :/
OdpowiedzUsuńWażne żebyś to Ty się dobrze tam czuła, a inni niech patrzą, komentują....mieszkasz tam, pracujesz, wychowujesz cudną córeczkę i masz prawo czuć się jak w domu:)
OdpowiedzUsuń