Dziś co prawda niedziela ale na Tajwanie oraz w prywatnych klinikach jak widać niedzielne wizyty nie są czymś niezwykłym.
Nastrojowy klimat w poczekalni |
Standardowo rozpoczęło się od ważenia (według wagi w klinice ważę dokładnie 61 kilo, w domu zaś bez 2 swetrów i jeansów- 60,70), ciśnienie w normie 100/68, w moczu nie znaleziono obecności białka ani cukru:).
Kolejnym punktem było badanie USG. Adzik trochę zwolnił z przybieraniem na wadze i teraz waży około 2342 gramy, główka i brzuszek w normie, nóżki też ( podczas badania specjalnie pytałam o te nózki bo zawsze były one o tydzień a czasem dwa krótsze niż powinny ale pani doktor stwierdziła że jest ok...Wróciłam do domu i zobaczyłam pomiary i tu niespodzianka- nózki mają 315 mm co odpowiada 19 tygodniowi + 5...No jest to ewidentnie błąd bo nawet na połówkowym nózki są dłuższe...).
Generalnie jestem bardzo zadowolona z wizyty, pielęgniarki bardzo miłe i usłużne, pytają o samopoczucie, dają dobre rady, cała wizyta przebiega w zupełnie innej atmosferze niż w poprzednim szpitalu...Co do twardniejacego brzucha dostałam pouczenie że przez najbliższe dwa tygodnie powinnam się dużo oszczędzać bo dzidzia jeszcze trochę za mała a jak poczuję że odpoczynek nie przynosi rezultatów to trzeba jechać do szpitala żeby podano leki na zatrzymanie być może akcji porodowej (jakie leki - nie pytałam).
Kolejną wizytę mam za tydzień i wtedy zrobiony zostanie posiew na bakterie...Po wizycie zaś nastąpiło najważniejsze, pielęgniarki pamiętały że ostatnim razem nie mogłam zobaczyć sali porodowej więc tym razem miałam właściwe oprowadzanie oraz krótką pogadankę z położną na temat mojego planu porodu...Za tydzień mam go przedyskutować z lekarką...Sala świetna, bardzo optymistyczna a wanna duża , tak że zmieszczą się dwie osoby (ja i mąż co by mnie przytrzymywał i pomagał w parciu). Nie robiłam zdjęć, bo jeszcze tam wrócę:) mam nadzieję że w charakterze pacjentki korzystającej z udogodnień...Oczywiście były też piłki, drabinki jakieś sznury zwisające z sufitu...
Po wizycie wybralismy się do Ikei bo okazało się że to dwa kroki od kliniki. Wizyta średnio udana...Bylismy głodni więc poszlismy najpierw coś zjeść...Jedzenie za wyjątkiem frytek i ciasta jabłkowego takie sobie natomiast ceny nie ma tajwańską, przeciętną kieszeń.
Potem D. strzelił focha gdzieś pomiędzy prześcieradłami a ochraniaczami na materac...Nie mógł rozumieć po co dziecku 3 prześcieradła...Czy u Was męska część też była taka oporna jeśli chodzi o kupowanie wyprawki i czynnego uczestnictwa w przygotowaniach do powitania dzidzi na świat? Kupiłam jeszcze kocyk różowy i zapas pieczywa chrupkiego na miesiąc...
A teraz siedzę pokonana na kanapie i się "oszczędzam".
Mnie w troszkę podobnej sytuacji kazali nie głaskać brzucha - to ponoć pobudza akcję skurczową...
OdpowiedzUsuńA mój mąż z wyprawki to pamięta tyle - "Kochanie zamówiłam przez internet"...No ze dwa razy był ze mną w hurtowni ale to raczej w celu rozeznania się co i za ile można kupić....
A brzusio duży się zrobił:D
czytałam o niegłaskaniu ale cały czas mi się zapomina- tak go lubie dotykać zwłaszcza że Adi kopie i kopie:) ja w sumie tak się przyzwyczaiłam do brzucha że nawet mi się duży nie wydaje tylko czasem jak ludzie pytają czy to już to sobie przypominam że z perespektywy osoby nie w ciąży brzuch musi być olbrzymi:)
OdpowiedzUsuńJeśli masz potrzebę dotykania brzuszka ( a wcale Ci się nie dziwię) to kładź po prostu ręce, tylko nie głaszcz.
OdpowiedzUsuńMój wyprawką w ogóle nie był zainteresowany. 95% albo i lepiej zamawiałam przez internet :)
ja też teraz już nie dam rady nigdzie chodzić po zakupy więc siedzę na necie...jak kiedyś sobie ludzie radzili bez internetu? staram sie ograniczac gaskanie i teraz tylko dotykam:)
UsuńHaha, mój tez tak miał, kup jedno i jak Mała zasika to połoz jej w łóżeczku zamiast prześcieradła najlepszą koszulę mężowską a męża w środku nocy wyślij po zakup prześcieradła; -))))))
OdpowiedzUsuńhehee ale wojna by była:) no ale raczej wtedy by zrozumiał że jedno prześcieradło i to w jeszcze tak wilgotnym klimacie- 90% nie jest najrozsądniejsze...
UsuńOszczędzaj się, oszczędzaj i powtarzaj Adzie jak mantrę: "styczeń", "styczeń" ;-)) Mój mąż jest wyjątkiem, bardzo lubi zakupy i chodzenie po sklepach, co prawda szczególnie wtedy, jeśli kupuje coś dla siebie, ale zakupy dla Marceliny też go bardzo interesowały ;-) Wybierał śpiochy, body, pieluchy, kosmetyki... do niczego nie trzeba go było namawiać...ale wiem, że to nie jest powszechna postawa przyszłych ojców ;-) Super, że Adusia rośnie, może teraz trochę zwolniła tempo, ale na pewno na kolejnym usg będzie już pod 3 kilo - kiedy macie następną wizytę? My idziemy za tydzień we wtorek, liczę, że Marcelina dojdzie już wtedy do 3 kilo a może i trochę ponad.
OdpowiedzUsuńoj staram się oszczędzać ale codzinne wyjście do pracy a potem meczenie się z dziecmi jednak nie słuzy mi za bardzo...no mam nadzieje ze wytrzymam jeszcze ze 2 tygodnie zeby mała podrosła tak wlasnie do 3 kilo..ale styczen- juz nie jestem taka przekonana...brzuch twardnieje spina sie, faluje, czuje cieżar w podbrzuszu...to moze byc w kazdej chwili...musze sie teraz naprawde spieszyc z wyprawka- wiekszosc juz zamowiona teraz czekam:)wizyte mam w niedziele bo tu od 36 jest co tydzien- eh ale sie nachodze do lekarza hehee no ale zawsze mam usg wiec sobie poogladam:)
UsuńNo to jestem bardzo ciekawa jak waga Ady w niedzielę - moje usg we wtorek to zobaczymy jak nam dzieci rosną. Ja całe szczęście w domku całe dnie, śpię do południa, odpoczywam ile mogę, ale brzuch też twardnieje ostatnio popołudniami i wieczorem...to chyba znak, żeby się jeszcze bardziej oszczędzać. Dziś poprasowałam pościel do łóżeczka małej, tzn. becik, prześcieradło i ochraniacz na boki łóżeczka. Przykryłam, żeby się nie kurzyło i czeka...więc niby jestem w domu ale coś tam ciągle robię... i ta robota pewnie daje mi się we znaki wieczorami. Czekam jeszcze na wanienkę, jutro powinna dotrzeć, poza tym już mamy chyba wszystko.Ufff ;-)
OdpowiedzUsuń