30-tka zawsze kojarzyła mi się z przekroczeniem jakiegoś magicznego progu- chyba dorosłości...Dawniej wyobrażałam sobie siebie w wieku 30 lat jako kogoś poważnego, może trochę nudnego ale z pełną stabilizacją życiową...No cóż...
Wyobrażenia wyobrażeniami a rzeczywistość jest trochę jednak inna. Przede wszystkim miałam plan aby przed 30-stką urodzić pierwsze dziecko(podobno tak zdrowiej i dla malucha i mamy). Spóźniłam się ale tylko troszeczkę...Za 4 miesiące i troszkę (mam nadzieję i pukam w niemalowane) pojawi się wyczekiwane bobo (tak nazywam zazwyczaj malutkie dzieci).
W tym roku z racji wydatków (wiadomo wyprawka, ślub, wyjazd do Polski) miało prezentów nie być...Tortu też nie- obawiam się wyników glukozy, zatem odstawiłam słodycze w większości wypadków...D. jak zwykle mnie zaskoczył tortem, świeczkami i piosenką urodzinową...Na Tajwanie urodziny świętuje się dzień wcześniej i zazwyczaj tort tudzież inny poczęstunek czy modne tutaj wyjście do lokalu, gdzie śpiewa się karaoke fundują znajomi czy rodzina...
A tort przepyszny, nawet kotom się dostało odrobinę:). Siłą powstrzymałam się od zjedzenia dwóch kawałków naraz:). A kilka dni później dostałam kolejny tort tym razem hand made. Była przepyszny. Zrobiła go Gosia, moja koleżanka. Eh, najadłam się jak mops i jeszcze do domu dostałam wielki kawał....
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Czekam na Twój komentarz:)