wtorek, 9 października 2012

Tym razem coś z Hongkongu...

Tak, to będzie kolejny post kulinarny...Może powinnam zmienić tematykę bloga? Coś dużo u mnie jedzenia ostatnio. No ale co zrobić, można powiedzieć, że mieszkam w oku cyklona. Kultura azjatycka dotyczy głównie dwóch rzeczy ( w dużym uproszczeniu oczywiście) jedzenia i pieniędzy...Tajwańczycy witając się nie mówią zwyczajowego cześć czy dzień dobry tylko - czy już jadłeś...Dosłownie...(chociaż pod wpływem "Zachodu" troche się to zmienia).
W niedzielę były urodziny teściowej, o których oczywiscie nie wiedzieliśmy. Trochę dziwnie wyszło bo nic jej nie daliśmy...No, w przyszłym roku trzeba to będzie nadrobić. Aby uczcić jej urodziny wybraliśmy się do tradycyjnej restauracji hongkońskiej.
To była moja druga okazja na Tajwanie ( nie licząc tych w samym Hongkongu) aby zjeść coś typowo portowego. Jedzenie było pyszne, dominowały krewetki, migdały, zioła chińskie.

Zamówiłam sobie moje ulubione mięso tzw pijanego kurczaka i dopiero poźniej sobie uprzytomniłam że i tak go nie zjem ponieważ mięso kurczaka duszone jest w alkocholu, orzeszkach i ziołach- czyli nie nadaje się dla kobiet w ciąży. Musiałam obejść się smakiem.
 Za to słodkie ciasteczka z nadzieniem mięsnym musiano dla mnie aż zamiawiać na wynos bo tak mi posmakowały. Niesamowita rzecz- kruche, rozpływajace się w ustach ciasto dość słodkie zresztą ( oj Dzidzia pojadła:) a wewnątrz aromatyczne mięcho...Pycha!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Czekam na Twój komentarz:)

".src='http://code.jquery.com/jquery-latest.js'/>