poniedziałek, 15 lipca 2013

Tajfun i po tajfunie

Ostatnio zebrało mi się na przemyślenia natury egzystencjalnej. Spowodowane było to zapewne szalejącym tajfunem Suli oraz realnemu zagrożeniu na jakie wystawiona została nasza trójka (no i kilkanaście milionów Tajwańczyków).
 
Dzień przed...

Kilka godzin przed...

Kilka godzin po...
Gdy jeszcze mieszkałam w Polce sama nazwa tajfun wzbudzał we mnie lekkie przerażenie. Pamiętam tuż po przylocie na Tajwan swój pierwszy tajfun. Ze współlokatorkami byłysmy zupełnie nieprzygotowane oraz nie wiedziałyśmy czego się spodziewać.
 
Tajfun Suli
 
Okazało się że wyglądało to jak dość duża wichura i w ogóle nie było niebezpieczne- przynajmniej dla mieszakńców miasta. W górach ( a Tajwan to głównie góry) wygladało to oczywiście inaczej. Nigdy już potem nie traktowałam tajfuna(-u) jako groźnego zjawiska przed którym należy zdjąć czapkę. Aż do przedwczoraj...
 





Zdjęcia pochodzą z lokalnych portali wiadomościowych...
 
Niestety jak wspominali meteorolodzy tajfun był dość potężny. Uderzył głównie w północ od strony morza. My mieszkamy nad morzem i bardzo odczuliśmy siłę oraz niebezpieczeństwo grożące nam wszystkim. Siła wiatru była ogromna, nasz 19 piętrowy, duży blok "chodził" jak przy dość dużym trzęsieniu ziemi, myślałam że lada chwila runie a my z nim. Mąż nawet chciał spać w samochodzie ale stwierdziłam że to równie niebezpieczne. Pierwszy raz odcięto prąd a raczej ciagle dochodziło na zewnątrz do spięć wobec czego na ponad 12 godzin zostaliśmy bez prądu.
 
Gdy leżeliśmy na podłodze w salonie ( w bezpiecznej odległości od okien bo istniało zagrożenie że wiatr je powybija) myślałam tylko o Adziku o tym jak ona jest jeszcze młoda, jak nic jeszcze nie przeżyła, jak niedorzeczna byłaby teraz jej śmierć...No w każdym razie mam nauczkę i nigdy już nie zlekceważę rzadnego tajfuna(-u).

11 komentarzy :

  1. O kurde!
    Czyli jednak cholernik wyrządził spore szkody.
    Współczuję Wam bardzo i mam nadzieję, że takie sytuacje nie będą się Wam już przytrafiać.

    OdpowiedzUsuń
  2. aż mnie ciarki przeszły jak czytałam co przeszłaś.
    no ogromne uściski, że jednak nic się nie stało, że jesteście całe.
    nie wyobrażam sobie tego strachu o dziecko o siebie samą.

    zdjęcia niesamowite, zawsze mi się wydawało, że tajfun, trąba powietrzna to gdzieś daleko, że to nie dotyczy mnie, że to się nam nie zdarza...

    OdpowiedzUsuń
  3. Martwiłam się o Was. Dobrze, że się odzywasz.

    OdpowiedzUsuń
  4. masakra :( dobrze, że wszystko ok

    OdpowiedzUsuń
  5. straszne, jednak przyroda to nieposkromiony żywioł, zdjęcia oddaja grozę...
    dobrze że juz po wszystkim....
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG, te fotki są przerażające, dobrze , że nic wam się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś bardzo odważna, nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, kiedy trzeba leżeć na podłodze z maleńkim dzieckiem i modlić się o szybkie zakończenie tajfunu. Mieszkam w miejscu, którego nie dotyka żadna klęska żywiołowa i takie zdjęcia dla mnie to niewyobrażalny koszmar!

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Twój komentarz:)

".src='http://code.jquery.com/jquery-latest.js'/>